Sytuacja w Chinach wymyka się spod kontroli

Pomiędzy Chinami, a Japonią powstało ogromne napięcie wywołane sporem o dwie, małe wyspy nazywane Senkaku w Japonii, a Diaoyu w Chinach. Oglądając zdjęcia z tego co dzieje się obecnie na chińskich ulicach można się na serio przestraszyć. Będzie wojna na wschodzie?

Pomiędzy Chinami, a Japonią powstało ogromne napięcie wywołane sporem o dwie, małe wyspy nazywane Senkaku w Japonii, a Diaoyu w Chinach. Oglądając zdjęcia z tego co dzieje się obecnie na chińskich ulicach można się na serio przestraszyć. Będzie wojna na wschodzie?

Pomiędzy Chinami, a Japonią powstało ogromne napięcie wywołane sporem o dwie, małe wyspy nazywane Senkaku w Japonii, a Diaoyu w Chinach. Oglądając zdjęcia z tego co dzieje się obecnie na chińskich ulicach można się na serio przestraszyć. Będzie wojna na wschodzie?

W całej sprawie chodzi głównie o to, dwie wyspy znajdujące się na Morzu Wschodniochińskim, które zostały przekazane przez Stany Zjednoczone Japonii w 1972 roku mogą posiadać bogate złoża ropy naftowej. W bieżącym miesiącu japoński rzad znacjonalizował wyspy kupując je od prywatnych właścicieli, w których rękach się one znajdowały, co spotkało się z ogromną reakcją chińskiego społeczeństwa. Chińczycy roszczą sobie prawo do tych wysp znajdujących się ok. 170 km na wschód od Tajwanu na podstawie tego, że od wieków było to terytorium Chin - które utraciły je dopiero w roku 1895.

Reklama

W ponad 100 chińskich miastach wybuchły zamieszki, podczas których rozgniewany tłum podpalał samochody (głównie japońskich marek), niszczył japońskie (lub wyglądające na japońskie) sklepy i restauracje.

Nie zakończyło się też bez ofiar - jeden, 21-letni student został stratowany przez tłum w mieście Xi'an, a inny wyciągnięty ze swojej Toyoty został tak pobity, że grozi mu paraliż.

Oczywiście istnieją podejrzenia, że wszystko to jest inicjowane przez chiński rząd, któremu taka sytuacja jest na rękę, i który ocenia ją jako "pokojowe protesty".

Wielu spośród protestujących nawołuje bezpośrednio do wojny, a część z nich wykrzykuje także hasła pod adresem USA - atakując amerykańskie sklepy i marki.

Mówi się, że podłoże tych protestów może być takie, że rząd chce je wykorzystać aby społeczeństwo mogło się "wyszumieć". Wszystko to, aby odciągnąć uwagę ludzi od krajowych problemów - bezrobocia dużo wyższego niż podają oficjalne kanały, słabszych wyników gospodarczych i zmiany władz w partii.

Niektóre japońskie firmy - takie jak Panasonic - zamknęły już fabryki w Chinach - przynajmniej do czasu zakończenia protestów.

Trzy dni temu zmarł też w tajemniczych okolicznościach ambasador Japonii w Chinach - 60-letni Shinichi Nishimiya, którego znaleziono nieprzytomnego w drodze do pracy - co jednak było raczej przypadkiem.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy