Ile naprawdę kosztuje „emejzing” od Apple, czyli ciągłe podwyżki cen nowych iPhone’ów

Nie oszukujmy się, iPhone’y nie sprzedają się już tak dobrze jak kiedyś, więc amerykański producent robi, co może, żeby… jego zyski się zgadzały.

Gdyby spółdzielnia mieszkaniowa albo operator komórkowy w ciągu dwóch lat podnieśli nam ceny za usługi o kilkaset złotych, to nie zostawilibyśmy na nich suchej nitki, wyzywając od najgorszych przy każdej możliwej okazji i szybko szukając alternatywy. Tymczasem Apple sztuka ta udaje się od wielu lat i nikt zdaje się tym nie przejmować - myślę, że wielu producentów i handlowców chciałoby wiedzieć, jak to się robi.

Zacznijmy jednak od tego, o czym konkretnie mówimy, czyli ciągle rosnących cenach iPhone’ów. Bo chociaż ciągle słychać narzekania na to, ile trzeba zapłacić choćby za nowe modele od Samsunga, to użytkownicy zdają się zupełnie nie zauważać, że w ciągu dwóch lat cena flagowego smartfona Apple wzrosła z 770 do 1100 USD, czyli o 330 USD - nieźle, co?

Reklama


A wynika to z tego, że iPhone’y nie sprzedają się już tak fenomenalnie (oczywiście wciąż mówimy o światowej czołówce, ale cyferki nie do końca się zgadzają), a Apple wciąż nie udało się poprawić swojej pozycji na takich wielkich i znaczących rynkach, jak Chiny czy Indie, gdzie wciąż praktycznie go nie ma. Jeśli więc nie można sprzedać więcej egzemplarzy, a zysk ma się zgadzać albo nawet urosnąć, to pozostaje tylko jedno, a konkretniej podwyżka ceny.

Amerykański koncern korzysta z tej sprawdzonej mody od lat, ale w ciągu ostatnich 24 miesięcy nabrała ona zupełnie nowego wymiaru. Pod koniec 2016 roku, kiedy to na rynek trafiał iPhone 7, cena najdroższego wariantu nie przekraczała jeszcze 800 USD, a zaprezentowany w ubiegłym roku „przełomowy” iPhone X (teraz już wiemy, z jakiego powodu), miał już metkę z ceną opiewającą na co najmniej 999 USD! A jak dobrze wiemy po ostatniej konferencji Apple, w tym roku padł nowy rekord - iPhone Xs został wyceniony na co najmniej 999 USD, a wersja Max 1099 USD (jego maksymalna konfiguracja to już bagatela 1449 USD!).


A żeby było jeszcze zabawniej, to jeśli 1100 USD wydaje się Wam ceną do przełknięcia, to co powiecie na to, że w Polsce „przeliczono” to na jedyne 5479 PLN (wariant z 512 GB na dane kosztuje bagatela 7219 PLN), a 999 USD za iPhone’a Xs na 4979 PLN? Jeżeli chcecie wiedzieć, ile musi na to pracować statystyczny Polak i mieszkańcy innych krajów Europy, to ekipa Picodi.com dokonała stosownych wyliczeń i przygotowała infografikę, którą możecie obejrzeć poniżej. 

Co zaskakujące, to wcale nie obywatel Stanów Zjednoczonych zapracuje na nowy gadżet najszybciej (chociaż pójdzie mu bardzo sprawnie i zajmie jakieś 8,4 dnia), ale mieszkańcy wysoko rozwiniętych krajów Europy Zachodniej, ze Szwajcarią na czele, gdzie wystarczy zaledwie 5 dni pracy. My jesteśmy oczywiście w tyle stawki i musimy pracować średnio 32,5 dnia (oczywiście nic przy tym nie wydając), ale i tak mamy lepiej niż choćby Chińczycy czy Pakistańczycy, odpowiednio 50,5 i 88,6 dnia, a stawkę zamykają Filipińczycy, którym zajmie to blisko pół roku, a konkretniej 156,6 dnia.

 

No dobra, ale wracając do meritum - dlaczego fani marki nie buntują się przeciwko tak widocznym i dotkliwym podwyżkom i nie odwracają w stronę konkurencyjnych rozwiązań? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że musi tu działać jakaś czarna magia, ale tak na dobrą sprawę, istnieje kilka logicznych sposobów wytłumaczenia tego zjawiska.

Po pierwsze, niezależnie od tego, ile trzeba zapłacić za iPhone’y, są to po prostu bardzo dobre smartfony. I chociaż nie każdemu podoba się ich design, to nie można odmówić im starannego wykonania z solidnych materiałów i z dbałością o szczegóły, a do tego najnowsza odsłona jest naprawdę stylowa. Co więcej, w środku czeka na nas mocna konfiguracja, która bez problemu obsługuje wszystkie aplikacje i system operacyjny. Ten ostatni jest zresztą kolejnym argumentem „za”, bo dzięki temu, że jest zamknięty, zawsze jest dobrze dopracowany, przez co od lat ma swoich wiernych fanów.

Nie można też pominąć wspomnianej już w tytule kwestii „emejzingu”, bo dla wielu osób posiadanie nowego modelu iPhone’a świadczy po prostu o pewnym statusie społecznym. Wystarczy spojrzeć tu na media społecznościowe gwiazd czy influencerów, w znakomitej większości przypadków na zdjęciach dostrzeżemy właśnie smartfony amerykańskiego koncernu, a że bardzo lubimy czuć choćby namiastkę ich luksusu, to z flagowym modelem iPhone’a czujemy się znacznie lepiej. I to uczucie jest nie do przecenienia, nawet jeśli nowe ceny producenta to po prostu rozbój w biały dzień.

Źródło: GeekWeek.pl/

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy