Pilot RAF o misjach nad Polską: Wtedy chcesz wyskoczyć z kokpitu [WYWIAD]

Codziennie naszego bezpieczeństwa pilnują piloci państw NATO. Ci elitarni żołnierze stanowią pierwszą tarczę, przed możliwym atakiem. Co dzieje się w kokpicie podczas misji i jak ta elita radzi sobie z presją? W rozmowie dla Geekweeka opowiada o tym Ben Chergui, pilot 9. Eskadry Królewskich Sił Powietrznych Wielkiej Brytanii, który prowadził misje nad Polską. Zdradza najgorszą rzecz, z jaką mierzą się piloci, dlaczego nigdy nie poczujesz tego co daje lot myśliwcem odrzutowym Typhoon, oraz co dzieje się w momencie przechwycenia potencjalnie wrogiego samolotu.

Ben Chergui wraz z innymi pilotami RAF zdradza dodatkowe kulisy swojej służby w serii "Najlepsi z najlepszych: Royal Air Force", którą możecie oglądać w każdy czwartek o godzinie 22.00 na Polsat Viasat Explore.

Marcin Jabłoński: Ile z pracy pilota to faktyczne latanie?

Ben Chergui: Znacznie mniej niż wielu ludziom się wydaje. Jeśli jesteśmy w domu, na wyspach to wylatujemy ok. 15 godzin w miesiącu. Jeśli jesteśmy przydzieleni do zagranicznych operacji, to latamy standardowo jakieś 50 godzin.

To co robicie przez pozostały czas?

Reklama

Stacjonując w Wielkiej Brytanii w dużej części wykonujemy prace administracyjne i zwykłe obowiązki oficera wojskowego np. testy sprawnościowe, medyczne, nawet dentystyczne czy szkolenia online które mają zapewnić, że zawsze jesteśmy w topowej formie. Takie zwykłe rzeczy zajmują nam większość dnia.

Same misje w powietrzu to też nie tylko latanie. Musimy najpierw je zaplanować, później przejść odprawę, a potem dopiero ruszamy do samolotów i lecimy. Po samym locie musimy go jeszcze podsumować. Będąc na wyspach, żeby latać godzinę i piętnaście minut, to najpierw musimy przez godzinę ten lot zaplanować, przez następną godzinę przejść odprawę, a jak wracamy z lotu, to potrzebujemy do dwóch godzin, aby podsumować to, co wydarzyło się stało w powietrzu. 

Tak więc będąc przydzieleni do stacjonowania w bazach w domu, na wyspach, niestety bardzo mało czasu spędzamy w locie. Jednak już podczas patroli zagranicznych lub operacji gdy stacjonujemy w bazach innych krajów, to latanie staje się faktycznie naszym głównym zadaniem.

To jak podczas operacji piloci przygotowują się psychicznie do tego, że w każdym momencie mogą usłyszeć alarm i muszą lecieć na potencjalnie niebezpieczną misję?

To coś, czym możesz zawracać sobie głowę na początku, ale gdy nabierasz doświadczenia, to już zwyczajnie przestajesz o tym myśleć. To już wręcz wchodzi w rutynę pilotów. Chociażby podczas Operacji Shader (kryptonim lotniczych operacji RAF przeciwko Państwu Islamskiemu - przypis red.) nawet podczas misji patrolowych siedzieliśmy zrelaksowani w swoich samolotach.

Ale obok spokoju było wewnętrzne poczucie, że już w następnej sekundzie możesz usłyszeć wezwanie, aby ruszać do akcji, bo ktoś na ziemi potrzebuje twojego wsparcia. Pilot musi być zawsze gotowy na każde zagrożenie. Ale nie myśli o tym. To po prostu element rutyny.

Jak wygląda standardowy patrol w powietrzu?

Myślę, że za przykład mogę tu podać nasze patrole nad Polską, które trwają zwykle ok. ośmiu godzin. Standardowo wylatujemy z naszej bazy Lossiemouth w Szkocji i lecimy na wschód. Gdy ustawimy się na swoim "patrol cap" jak to nazywamy, czyli gdy już możemy rozpocząć bojowy patrol powietrzny... po prostu monitorujemy swoje systemy w kokpicie.

Wygląda to tak, że patrzysz na radar czy mapę. Generalnie starasz się zbudować swoją świadomość sytuacyjną i przesłać centrum komunikacyjnemu, z którym masz kontakt jakiekolwiek istotne informacje. To nasze główne zadanie na takich patrolach. I możemy to robić tak długo, jak jest to wymagane. Jesteśmy do tego szkoleni, a kwestie np. z paliwem załatwiamy dzięki podniebnym tankowcom. Czyli w prostych słowach, latamy po przydzielonym terenie i komunikujemy się z innymi, aby zbudować jak najlepszy obraz tego, co się dzieje dookoła.

Jeśli chodzi o tę komunikację z innymi, to czy podczas takich patroli latałeś z pilotami sojuszniczych sił powietrznych?

Oczywiście, chociażby gdy stacjonowałem w bazie lotniczej Ämari w Estonii. RAF regularnie współpracuje z pilotami z innych krajów. Osobiście latałem chociażby z pilotami sił powietrznych Rumunii, Grecji czy Niemiec. Właściwie to udało mi się latać z pilotami prawie wszystkich europejskich sił powietrznych. Takie wspólne operacje to nie tylko patrole, ale też latanie w formacji czy ćwiczenia 1 na 1.

W tej współpracy fajne jest to, że istnieje wzajemny szacunek między wszystkimi pilotami krajów NATO. Nawet jeśli mamy różne pochodzenie, to jeśli chodzi o latanie, wszyscy nagle zaczynamy mówić tym samym językiem, śpiewamy ten sam hymn i jesteśmy bardzo podobni w sposobie działania. To pocieszające i uspokajające.

A co z sytuacją, gdy podczas patrolu jakiś samolot naruszył przestrzeń powietrzną i trzeba go przechwycić. Co wtedy musi zrobić pilot?

Każda sytuacja podczas przechwycenia samolotu, czy ogólnie obiektu powietrznego jest inna. Zawsze jednak stosujemy się do odpowiednich instrukcji, podawanych na bieżąco z centrum komunikacyjnego. Zawsze też w takich sytuacjach zachowujemy profesjonalizm. To on jest najważniejszy podczas takich incydentów. Nigdy nie chcemy eskalować napięcia. To coś, co ciągle nam się wpaja, nie bez powodu.

A jakie jest najgorsze zadanie, z jakim pilot może się zmierzyć w powietrzu?

Myślę, że to zależy od samego pilota. Każdy z nas ma swoje silne i słabe strony. Na przykład są tacy, którzy lubią tylko operacje w powietrzu, a nie lubią misji bliskiego wsparcia jednostek na ziemi. Dla mnie nie ma takiego zadania podczas lotu, którego nie lubię. Koniec końców sprowadza się to właśnie do latania, które jest przyjemnością samą w sobie. I tak zresztą ćwiczymy pod kątem wielu różnych sytuacji, więc zawsze jesteśmy gotowi na wszystko, z czym możemy się zmierzyć.

Jednak jest coś, co może być nieprzyjemne dla każdego pilota - długość misji. Jeśli siedzisz w tym myśliwcu po pięć, sześć, siedem godzin, to potrafi się zrobić niewygodnie. Samo to, że jesteś mocno przypięty do siedzenia, z czasem może dać o sobie znać. A jeśli jeszcze skończy ci się jedzenie czy woda, to powoli zapominasz o tej przyjemności latania. Nagle chętnie byś wylądował i wyskoczył z kokpitu.

To jak wytrzymujesz takie loty?

Standardowo jak każdy pilot przenoszę ze sobą wspomniane jedzenie. Ostatnią rzeczą, jaką chcesz podczas misji to moment, gdy ktoś potrzebuje twojego wsparcia na lądzie lub w powietrzu, a ty nie jesteś w swojej najlepszej formie, bo głodujesz od kilku godzin. Picie też jest ogromnie ważne. Stąd musimy być przygotowani na to, że w pewnym momencie możemy zechcieć "pójść za potrzebą", na co są różne sposoby.

Mamy więc specjalny worek, do którego można się wypróżnić, a który następnie zamienia mocz w kryształy, dzięki czemu nie rozlewa się on wszędzie. Lub mamy teraz nowy system, w którym zasadniczo nosisz specjalny rodzaj bielizny, w której możesz po prostu oddać mocz. Siadasz, a to automatycznie działa jak odkurzacz i wysysa wszystko do worka, więc jest to prawdopodobnie nieco łatwiejsze do zrobienia, ponieważ nie musisz się martwić o odpinanie pasów i próby trzymania worka w kokpicie. Wystarczy po prostu siedzieć.

I to wszystko w myśliwcu odrzutowym Eurofighter Typhoon. Czy lot taką maszyną da się to porównać do prowadzenia jakiegokolwiek innego pojazdu?

Nic czym jeździłem, nie daje takiego odczucia prędkości i nie porusza się tak szybko, jak Typhoon. Na pewno jest szybszy niż jakikolwiek rollercoster, na jakim byłem. W sekundę może przyspieszyć o sto kilometrów. To prawdziwa bestia, która bez problemu wspina się w powietrzu, bez problemu przyspiesza, bez problemu manewruje do ogromnego przeciążenia i bez problemu doleci na pułap prawie 17 kilometrów, żebyś zobaczył krzywiznę Ziemi. Lotu Typhoonem nie da się porównać do niczego innego. Daje on ogromną radość, ale też stanowi przywilej, że w ogóle możesz tego doświadczyć.

Zupełnie inna perspektywa pracy w porównaniu do "standardowych" zawodów, gdzie jak inni siedzą w biurze, tak Ty w kokpicie myśliwca za ponad 100 mln dolarów...

Można to tak odczuwać, jeśli się faktycznie pomyśli, że twoja praca polega na lataniu myśliwcem odrzutowym za ponad 100 mln. Jednak szczerze? Nawet z całą otoczką szybko się do tego przyzwyczajasz. To trochę jak za pierwszym razem, gdy prowadzisz samochód, kiedy dopiero uczysz się jeździć i myślisz: "O mój Boże, prowadzę ten samochód sam", a potem jak gdyby nigdy nic jedziesz i nie myślisz już, że obok nie ma nikogo.

Tak jest nawet z lataniem Typhoonem. Po prostu się do tego przyzwyczajasz, początkowy stres i presja ustępują. Na pewno nadal sprawia ci to przyjemność, ale po pewnym czasie nawet praca pilota myśliwca staje się... po prostu codzienną pracą z regularnymi obowiązkami.

***

Nazywam się Ben i występuję w zupełnie nowej serii "Najlepsi z najlepszych: Royal Air Force", którą możecie oglądać w każdy czwartek o godzinie 22.00 na Polsat Viasat Explore. Celujcie wysoko i lećcie bezpiecznie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: RAF | Eurofighter Typhoon | NATO | Typhoon | Wielka Brytania
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy