Internetowi piraci drżyjcie, powstała technologia, która Was wykończy

Ostatnio informowaliśmy Was, że piractwo powoli umiera śmiercią naturalną, wypierane przez niedrogie legalne usługi streamingowe, ale pewna technologiczna firma z Kraju Kangurów ma zamiar przyspieszyć ten proces.

Australijczycy szumnie podkreślają, że za sprawą ich przełomu, nielegalne pobieranie czy streamowanie treści, można zakończyć od ręki. Co prawda kraj ten już daje autorom duże prawa i pozwala dostawcom usług internetowych na blokowanie dostępu do wskazanych przez nich stron, choć całość jest dość kosztowna, bo posiadacze praw muszą zapłacić 50 USD za każdy taki URL, a do tego metodę tę można dość prosto ominąć.

W tym miejscu do akcji wkracza firma Linius, która zapewnia, że takie podejście jest przestarzałe i lepiej sięgnąć po jej Video Virtualization Engine, oferujące lepszą ochronę. Jak twierdzi jej przedstawiciel, Chris Richardson: -  Problemem internetu i streamingu online jest fakt, że dostęp i dystrybucja treści są dziś zbyt łatwe. Większość cyfrowej zawartości jest współcześnie oznaczana i śledzona przez archaiczną technologię, która nie ona skuteczna, bo w bardzo prosty sposób można ją obejść.

Reklama

Zdaniem firmy zdecydowanie lepiej sprawdzi się tu ochrona oparta o blockchain, czyli zdecentralizowaną i rozproszoną bazę danych w sieci internetowej o architekturze peer-to-peer (P2P) bez centralnych komputerów, niemającą scentralizowanego miejsca przechowywania danych. Obecnie korzysta się z niej głównie do księgowania płatności, ale zdaniem Linius warto to zmienić i przenieść również na treści, których w ten sposób nie można będzie piracić.

Potrzebna będzie zgoda twórcy i klienta, żeby dostęp do treści był w ogóle możliwy, więc mówimy jedynie o legalnym pobieraniu. Niestety jest jeden problem, blokchain nie wspiera wielkości plików potrzebnych do przesyłania wideo z dźwiękiem i obrazem, ale… to właśnie tu wykazać ma się Video Virtualisation Engine, dzieląc materiał na maleńkie bloki. Co prawda jego twórcy mają pełną świadomość, że ich narzędzie nie wystarczy, bo potrzebna jest też wola ze strony dostawców treści.

Jak dodaje Chris Richardson: - Twórcy i właściciele praw filmowych i telewizyjnych musieliby stosować blokchain jako wybraną metodę dystrybucji, żeby zabić piractwo, o jakim tu rozmawiamy. Dlatego też do końca ery piratów pozostało jeszcze trochę czasu, ale kiedy uzmysłowimy im, że tracą co roku miliardy dolarów na nieskuteczne mechanizmy obronne, to może szybciej zmienią zdanie i metody na bardziej skuteczne.  

Źródło: GeekWeek.pl/finance

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy