Sony pokazało porównanie PS4 Pro i PlayStation 5. Jest efekt wow?

Jakiś czas temu dowiedzieliśmy się, że japoński koncern nie ma zamiaru spieszyć się z premierą PlayStation 5 i ominie nawet nadchodzące targi E3, bo nie ma nic konkretnego do pokazania, ale prace nad nową konsolą i tak trwają.

Debiut PlayStation 5 nie nastąpi z pewnością szybciej niż za półtora roku, ale Sony nie zamierza nas trzymać w niepewności tak długo i już teraz dzieli się konkretnymi szczegółami. Dzięki temu uzyskaliśmy choćby potwierdzenie faktu, że konsola będzie wstecznie kompatybilna z poprzedniczką, a wszystko za sprawą bardzo podobnej architektury oraz obecną wersję gogli wirtualnej rzeczywistości PlayStation VR. Japończycy nie kryją się również z tym, że jest to czysto marketingowa zagrywka, dzięki której łatwiej będzie im namówić obecnych posiadaczy PlayStation 4 do przesiadki.

Reklama

Stąd też dotychczasowa konsola może jeszcze liczyć na wiele hitów AAA, które następnie będą również dostępne na next-genie, bo jak twierdzi Sony, przez najbliższe 3 lata to właśnie PS4 będzie ich napędem zaangażowania i dochodowości. Nadchodząca konsola wspierać zaś rozdzielczość 8K, a pod jej maskę trafią trzecia generacja 8-rdzeniowych procesorów Ryzen (Zen 2), specjalnie przygotowana dla PS5 grafika Radeon Navi oraz superszybki dysk SSD, który oferować ma wyższą przepustowość niż wszystkie obecne rozwiązania.

To właśnie możliwości tego ostatniego - podczas porównania z poprzednikiem - mogliśmy podziwiać na wczorajszej prezentacji strategii firmy, gdzie do pokazu wykorzystano ubiegłoroczny hit, a mianowicie Spider-Mana. Nowe obszary w grze ładują się na PlayStation 5 blisko 10 razy szybciej niż na PlayStation 4 Pro, a nowa konsola osiąga oszałamiający wynik zaledwie 0,8 sekundy. Mogliśmy też zobaczyć pewien wymagający fragment rozgrywki, z którym PS5 poradziło sobie zdecydowanie lepiej, błyskawicznie renderując obiekty i tekstury, bez efektu nagłego wyrastania nam przed oczami.

Sony nie ukrywa również, jak ważny jest dla niego rozwój streamingu i chmury, czego dowodem jest także podpisanie strategicznej umowy z największym rywalem, czyli Microsoftem. Oczywiście nie brakuje komentarzy, że Japończycy po prostu wystraszyli się konkurencji ze strony Google Stadia i coś pewnie w tym jest, ale na tej, na pozór niemożliwej współpracy, zyskają tak naprawdę wszyscy - Sony nadrobi braki w zakresie streamingu, Microsoft będzie miał okazję podpatrzeć, jak się robi hitowe ekskluzywy, a użytkownicy mogą doczekać się w przyszłości wyjątkowych gamingowych doświadczeń.

Źródło: GeekWeek.pl/techspot

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama