Astronomowie połączyli się z sondą Voyager-2 z odległości 18,5 mld kilometrów

Uff, udało się! Chwała astronomom z NASA! Pod koniec stycznia wystąpiły problemy z łącznością z sondą. Przeszła ona w tryb bezpieczeństwa i nie wykonała zaplanowanego manewru. Naukowcy nie wiedzieli, co się z nią dzieje.

NASA informowała, że Voyagerowi-2 nie udało się wykonać manewru zaplanowanego na 25 stycznia, czyli obrotu o 360 stopni w celu kalibracji instrumentu do pomiaru pola magnetycznego. Oznacza to, że dwa prądożerne systemy pracowały w tym samym czasie, co wyczerpało dostępne zasoby energii. Najpewniej właśnie to przyczyniło się do wystąpienia problemów.

I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo nie pierwszy raz urządzenia kosmiczne tracą łączność z Ziemi, gdyby nie fakt, że sonda Voyager-2 znajduje się obecnie aż 18,5 miliarda kilometrów od Ziemi. Jeśli naukowcy wyślą komendę do sondy, to sygnał dochodzi do niej dopiero po 17 godzinach. Oczywiście, nie wchodzi też w grę wysłanie tam astronautów, którzy szybko i sprawnie załatwią sprawę.

Reklama

28 stycznia, NASA poinformowała, że udało się na szybko połączyć z sondą i wyłączyć jeden ze wspomnianych prądożernych systemów, pozwalając na włączenie części naukowych instrumentów. Później wyłączono też drugi system, a kilka dni temu dostaliśmy informację, że urządzenie wykonało poprawnie zaplanowany manewr. Możemy więc mówić o wielkim sukcesie.

Badania prowadzone przez sondę są kluczowe dla ludzkości i jej eksploracji rubieży Układu Słonecznego. Sonda Voyager-2, która od 41 lat przemierza otchłań Układu Słonecznego, pod koniec 2018 roku stała się drugim po Voyager-1 urządzeniem zbudowanym przez ludzkość, które pokonało tajemniczą strefę heliopauzy.

Sonda podróżowała przez skrajną zewnętrzną warstwę heliosfery przez ostatnie 11 lat. Jest to wielki bąbel wokół Słońca, w którym rozprzestrzenia się wiatr słoneczny, promieniowanie i sięga pole magnetyczne. Heliosfera w dużej części blokuje promieniowanie gwiazd i chroni planety Układu Słonecznego, a przede wszystkim Ziemię, przed nim.

W listopadzie NASA poinformowała, że Voyager-2 wysłał pierwszą ważną wiadomość z tej przestrzeni międzygwiezdnej. Naukowcy otrzymali pakiet danych, który nieco zburzył im wyobrażenia to tej przestrzeni. Okazuje się bowiem, że instrumenty pomiarowe wciąż rejestrują cząstki wiatru słonecznego, pomimo pokonania już heliopauzy. Naukowców bardzo to dziwi, ponieważ nic takiego nie wystąpiło w przypadku sondy Voyager-1.

Obecnie sondy pokonały już Pas Kuipera i kierują się w stronę Obłoku Oorta. Dotarcie do jego zewnętrznej przestrzeni zajmie im kolejne przynajmniej 80 lat, a przebycie go 13 tysięcy lat. Gdy do tego dojdzie, będziemy mogli powiedzieć, że na dobre opuściły Układ Słoneczny.

Sondom Voyager zawdzięczamy nie tylko poznanie tajemniczej i nieznanej nam granicy przestrzeni heliosfery, ale też spektakularne zdjęcia największych planet Układu Słonecznego. NASA postanowiła więc nie spisywać na straty tych urządzeń. Agencja zamierza utrzymywać z nimi kontakt przez jeszcze przynajmniej 5 lat. W 2025 roku zaczną się problemy z poprawnym funkcjonowaniem zainstalowanych na ich pokładach instrumentów.

Jest to związane ze nieubłaganym spadkiem wydajności małych elektrowni jądrowych, a właściwie radioizotopowych generatorów termoelektrycznych, które dostarczają im cenną energię. Agencja zamierza w kolejnych latach sukcesywnie wyłączać poszczególne instrumenty, by zachować cenną energię na przeprowadzenie najważniejszych celów misji.

Źródło: GeekWeek.pl/NASA /Fot. NASA

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy