Tinder zapowiada dużą nowość w swojej aplikacji. Nadchodzą wideo czaty

Specjaliści od relacji międzyludzkich od dawna zapowiadają, że pandemia koronawirusa wpłynie na nasze zwyczaje seksualne, choć nie są zgodni co do tego, w jaki konkretnie sposób…

Po miesiącach izolacji będziemy bardziej skłonni do przypadkowych relacji czy może wręcz przeciwnie, docenimy stałą obecność drugiej osoby u naszego boku? Pewnie wiele zależeć będzie od konkretnych doświadczeń z czasów pandemii, ale jedno jest pewne - idą zmiany i wszyscy muszą się do nich dostosować, również aplikacje randkowe. Dobrze rozumie to firma odpowiedzialna za jedną z najpopularniejszych w ostatnich latach, a mianowicie Tinder, który zapowiedział właśnie poważne zmiany. Jakie? W aplikacji pojawią się wideo czaty jeden na jeden, które pozwolą lepiej poznać osobę, która wpadła nam w oko.

Reklama

Co prawda nie poznaliśmy jeszcze żadnych szczegółów, ale biorąc pod uwagę fakt, jak ogromną bazę użytkowników ma Tinder, wcale nas to nie dziwi, bo wprowadzenie tak dużej funkcjonalności musi zająć sporo czasu. Szczególnie że trzeba tu zadbać o wzmożone środki bezpieczeństwa, bo jak łatwo się domyślić, wideo czaty dają duże możliwości do nadużyć, więc firma musi być dobrze przygotowana na wszystkie scenariusze. Są też dużo trudniejsze do kontrolowania niż wiadomości tekstowe, z którymi radzi sobie obecnie nawet sztuczna inteligencja, ale być może firma szykuje już odpowiednie narzędzia.

Nie da się ukryć, że to duża zmiana również dla milionów użytkowników, którzy przywykli do przesuwania kolejnych zdjęć bez większego zastanawiania się i oceny swoich „randek” dopiero w realu. Właściciele Tindera najwyraźniej jednak wiedzą co robią, bo aplikacja od dłuższego czasu cieszy się ogromną popularnością i jak dowiedzieliśmy się przy okazji nowego ogłoszenia, w czasie pandemii koronawirusa osiąga historyczne wyniki. Wystarczy tylko wspomnieć, że liczba wiadomości wysyłanych codziennie we wszystkich produktach firmy odpowiedzialnej za Tindera wzrosła w kwietniu o 27% względem ostatniego tygodnia lutego, przyciągając przy okazji o 35% więcej osób w wieku 30 lat.

Tak czy inaczej, wzrost zainteresowania i zmiany wprowadzone w produkcie mogą nie okazać się długoterminowo wystarczające, bo na prawdziwy i ostateczny wpływ pandemii na nasze zwyczaje musimy poczekać do jej zakończenia. No bo jeśli wiele krajów zdecyduje się utrzymać lockdown, to może okazać się, że ludzie odłożą randkowanie na półkę do czasu, kiedy sytuacja się nie wróci do normy i będą mogli osobiście spotkać się z innymi. Tinder ma jednak nadzieję na inny scenariusz: - Jesteśmy przekonani, że zapotrzebowanie na relacje międzyludzkie nigdy nie zniknie i pozostaniemy oddani zaspokajaniu tej potrzeby. Czas społecznej izolacji byłby dużo trudniejszy dla samotnych osób, które nie mogą wyjść do baru czy na koncert, gdyby nie nasza aplikacja.

Źródło: GeekWeek.pl/The Verge

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy