Soczewka AR od Mojo Vision zrobi z nas Terminatorów? Urządzenie ma potencjał

Każda nowa technologia wymaga kompromisów i ma swoje problemy wieku dziecięcego, ale jeśli dobrze zaprezentujemy jej zalety, użytkownicy będą skłonni przymknąć oko na pewne niedostatki.

Z takiego właśnie założenia wychodzi Steve Sinclair, odpowiadający za produkty i marketing startupu Mojo Vision, który pracuje właśnie nad soczewkami rozszerzonej rzeczywistości. Jego zdaniem ich możliwości są tak ekscytujące, że przestajemy zwracać uwagę na to, że ich używanie wymaga codziennego wciskania sobie do oka dwóch małych wyświetlaczy… tyle że firma nie jest w stanie sama sfinansować niezbędnych badań, więc obecnie szuka dodatkowej gotówki na dalszy rozwój. Dużo dodatkowej gotówki, bo na początku maja słyszeliśmy o 51 mln dolarów na zbudowanie prototypu, a warto zaznaczyć, że wcześniej zebrała już 108 mln, co daje w sumie 160 mln USD.

Reklama

Nie da się jednak ukryć, że choć plany Mojo Vision są niezwykle ambitne i mają szansę przynieść prawdziwy przełom, to na rynku mamy lub mieliśmy już kilka rozwiązań AR, które próbowały rozszerzyć nasze postrzeganie świata o cyfrowe informacje wyświetlane na nim w czasie rzeczywistym, ale niewiele z tego wyszło. Było Google Glass, ARKit od Apple, Spectacles od Snapchat, Magic Leap czy HoloLens od Microsoftu i w sumie tylko to ostatnie przyjęło się na dłużej i to raczej w zastosowaniach naukowych. Czy oznacza to, że nie jesteśmy jeszcze gotowi na technologię rodem z sci-fi, czy może użytkowanie wcześniej dostępnych urządzeń było po prostu niewygodne, bo wymagało trzymania smartfona lub noszenia za ciężkich okularów i gogli? 

Mojo Vision liczy na ten drugi scenariusz, dlatego też celuję w soczewkę noszoną tak jak klasyczne do korekcji wzroku, tyle że naszpikowaną nowoczesną technologią. Jak łatwo się domyślić musi być ona cięższa i grubsza niż te, które znamy, bo w środku skrywa ekran, baterię i inne komponenty, ale zdaniem twórców to jedynie drobna niedogodność, o której szybko zapomnimy korzystając z zalet tego rozwiązania. - Trudno powiedzieć, co będzie najbardziej ekscytujące, bo każdy z nas jest inny. To jak pytanie o najważniejszą aplikację na smartfonie. Odpowiedź będzie inna u każdego z nas - idea jednej zabójczej aplikacji jest trudna. Nasze rozwiązanie będzie w stanie dostarczać informacje potrzebne użytkownikowi w danym momencie, bazując na kontekście, na tym, co obecnie robimy, na co patrzymy czy gdzie jesteśmy. Pomoże zapamiętać osobę, którą dopiero co poznaliśmy, wyświetli treść przemówienia niewidoczna dla innych czy zapewni tłumaczenie z innych języków w czasie rzeczywistym. Wszystko to jest superekscytujące.

Zainteresowani? Oczywiście, jak większość z nas zainteresowanych nowymi technologiami, ale tak jak wspominaliśmy Mojo Vision jeszcze nie ma działającego prototypu i wciąż boryka się z wieloma problemami. Jak sami wspominają, żeby stworzyć tak kompleksowy system starają się być pionierami w 6 czy 7 kwestiach jednocześnie, co oznacza wiele pracy i absolutny brak gwarancji, że pieniądze inwestorów nie pójdą w błoto. Producent wciąż nie zdecydował się jeszcze na jeden system kontroli urządzenia i rozważa kilka scenariuszy, w tym głosowy, który wymaga jednak noszenia w okolicach głowy dodatkowych akcesoriów, jak naszyjnik, opaska na głowę czy kolczyki, komunikujących się z soczewkami i smartfonem użytkownika. Poza tym, jeśli całość ma działać sprawnie, to nie może wywoływać żadnych niepożądanych efektów (uwaga osoby, który już z okularami 3D mają problem) i posiadać świetny system śledzenia ruchu gałek ocznych (skoro podawać ma nam informacje dotyczące obiektów, na które właśnie spoglądamy i nie ograniczać przy tym pola widzenia), którego… też wciąż nie ma. Mówiąc krótko, wizjonerzy czy może szaleńcy? Jak pokazuje historia, jedno rzadko funkcjonuje bez drugiego.

Źródło: GeekWeek.pl/digitaltrends

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy