Dyson w końcu ujawnił swój pierwszy samochód elektryczny. Pojazd robi wrażenie

Niestety obecnie nic nie wskazuje na to, że firma będzie chciała wrócić do tego projektu, który miał szansę nieco namieszać na rynku, głównie ze względu na maksymalny zasięg.

W październiku ubiegłego roku dowiedzieliśmy się, że Dyson zdecydował się na skasowanie swojego pierwszego elektrycznego samochodu, chociaż informacje docierające od osób, które wiedziały o nim nieco więcej, były bardzo obiecujące. Co więcej, producent testował już nawet działający prototyp, ale niestety z nieznanego dotąd powodu zdecydował się na rezygnację z tego pomysłu, nie zdradzając nawet, jak samochód miał wyglądać ani jakie możliwości miał oferować. To się właśnie zmieniło, bo za sprawą ostatniego wywiadu z Sir Jamesem Dysonem z okazji jego pierwszego 1. miejsca na liście Sunday Times Rich List poznaliśmy wiele interesujących nas szczegółów, a co najważniejsze mogliśmy zobaczyć rzeczone auto na własne oczy.

Reklama

Jak informuje The Times, gdyby elektryczny samochód Dysona o nazwie kodowej N526 trafił na rynek, byłby 7-miejscowym autem z imponującym zasięgiem 965 kilometrów, czyli blisko dwukrotnie większym niż oferuje Model X od Tesli (ten osiąga ok. 505 km). Miało być to możliwe za sprawą prawnie zastrzeżonych baterii półprzewodnikowych firmy, które wykorzystują elektrody stałe i elektrolit stały zamiast elektrolitów ciekłych lub żelowych. Zdaniem firmy umożliwiłyby one taką wydajność nawet „w czasie mroźnej lutowej nocy, przy prędkości 112 km/h na autostradzie, z włączonym ogrzewaniem i radiem na pełnej mocy”.

Co więcej, pomimo wagi 2,6 tony, aluminiowe auto elektryczne Dysona miało przyspieszać od zera do setki w 4,8 sekundy i uzyskiwać prędkość maksymalną na poziomie 200 km/h, a wszystko za sprawą bliźniaczych 200 kW silników elektrycznych o mocy 536 koni mechanicznych. Sir James Dyson potwierdził, że osobiście jeździł prototypem, a odbywało się to w tajemnicy i dobrze chronionych miejscach, chociaż pewnie równie dobrze mógłby pojawić się na ulicy, bo auto z zewnątrz przypomina mocno współczesne Range Rovery. Ot, kolejny sportowo wyglądający SUV, mający 5 metrów długości, 2 metry szerokości i 1,7 metra wysokości, tyle że z kołami większymi niż w jakimkolwiek innym samochodzie produkcyjnym.

Jak informuje The Times, w środku było zdecydowanie bardziej futurystycznie, co jest zasługą nietypowych foteli i wyświetlacza head-up, który przypomina hologram. Nie da się więc ukryć, że Dyson bardzo ambitnie podszedł do tematu i być może właśnie to przyczyniło się do zamknięcia projektu, który zdaniem właściciela firmy kosztował go 500 milionów funtów z prywatnej kieszeni. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że 500-osobowy zespół odpowiedzialny za to auto pracuje już przy innych projektach, a producent nie będzie chyba więcej próbował swoich sił w tym segmencie, chociaż zapowiada możliwość „użyczenia” innym koncernom samochodowym swoich akumulatorów.

Źródło: GeekWeek.pl/The Times

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy