Tesla Model S oficjalnie łamie granicę zasięgu na poziomie 400 mil na jednym ładowaniu

Koncern Elona Muska poinformował, że dzięki wprowadzonym modyfikacjom ich samochód jest w stanie przejechać o 20% więcej kilometrów niż ubiegłoroczny model, co pozwoliło na uzyskanie rekordowego zasięgu.

Dziś dowiedzieliśmy się, że tegoroczny Model S Long-Range Plus doczekał się oficjalnego certyfikatu amerykańskiej organizacji EPA, który poświadcza, że auto jest w stanie przejechać na jednym ładowania 402 mile, co daje ponad 650 kilometrów, czyli łamie pewną psychologiczną barierę dla elektrycznych samochodów, wydającą się wcześniej nie do pokonania. To wzrost względem poprzednich 391 mil i dotyczy on „wszystkich samochodów Model S wyprodukowanych od końca stycznia”, o czym informuje sam CEO firmy, Elon Musk

Reklama

Oznacza to, że wersja z tego roku może się pochwalić blisko 20% wzrostem względem ubiegłorocznej odsłony, a wszystko za sprawą ulepszeń w zakresie wagi pojazdu, kół, układu napędowego czy układu hamulcowego. Oczywiście niewiele nam to mówi, ale najważniejsze, że działa, a co więcej Tesla nie ustaje w wysiłkach, by jej pojazdy były coraz lepsze - w tym roku koncern zaktualizował już swój Launch Mode, który pozwala samochodom Model S i Model X Raven na start na pełnej mocy czy wprowadził wiele innych małych ulepszeń sprzętowych.

W przypadku tych najnowszych mamy do czynienia z zapożyczeniem technologii z nieco nowszych Model 3 i Model Y, a mowa o obniżeniu wagi poprzez nowy standard siedzeń, lżejsze materiały w zakresie akumulatorów i układu napędowego oraz zupełnie nowej funkcjonalności w zakresie hamulców o nazwie HOLD. Jak informuje Tesla, same tylko zmiany w zakresie opon pozwoliły na uzyskanie 2% wzrostu zasięgu, ulepszenia pompy olejowej i przekładni dały kolejne 2% i tak małymi kroczkami uzyskano blisko 20%. Mówiąc krótko, Tesla znowu ucieka konkurentom w zakresie zasięgu i udowadnia, że samochody elektryczne nie są już ograniczone do poruszania się tylko po mieście.

Warto tu podkreślić, że Elon Musk podczas prezentacji wyników finansowych Tesli już w kwietniu twierdził, że odpowiedni certyfikat powinien od pewnego czasu być na ich koncie, tyle że Environmental Protection Agency popełniło błąd podczas testów, a konkretniej zostawiło w testowym samochodzie otwarte drzwi oraz kluczyki, co kosztowało 2% zasięgu. Co prawda EPA zaprzeczyło tym informacjom, ale Tesla poinformowała, że mają precyzyjne logi z samochodu, które to potwierdzają, więc pewnie tak się właśnie stało. Niemniej, teraz certyfikat został przyznany, a my mamy przy okazji możliwość dowiedzieć się, jak takie drobiazgi potrafią wpłynąć na wydajność akumulatora elektryków.

Źródło: GeekWeek.pl/Tesla

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy