Nowe ognisko koronawirusa w Chinach. Szybko rośnie liczba nowych infekcji

Zdaniem lokalnych władz odkryte niedawno w Pekinie nowe ognisko koronawirusa jest bardzo poważne, bo w ciągu zaledwie 5 dni mamy już ponad 100 potwierdzonych przypadków, co może sugerować szczep podobny do tego znanego z Europy i USA.

Chińczycy znowu mają problem z koronawirusem, bo w ubiegłym tygodniu - po ponad 50 dniach bez jakiegokolwiek przypadku - do szpitala zgłosił się gorączkujący mężczyzna, u którego potwierdzono Covid-19. Co gorsze, mężczyzna nie potrafił wyjaśnić, skąd u niego infekcja, ponieważ nie wyjeżdżał z Chin i nie miał kontaktu z żadną osobą powracającą z zagranicy, więc wyglądało na to, że musiał zarazić się lokalnie. Oznaczało to, że wirus ponownie panoszył się po Pekinie, chociaż nikt nie miał o tym pojęcia i ostatecznie udało się zlokalizować więcej chorych osób i przerwać transmisję.

Reklama

Lokalne władze natychmiast zamknęły rynek Xinfadi i wprowadziły lockdown części dzielnic, w tym samym czasie masowo wykonując testy, żeby jak najszybciej znaleźć wszystkie chore osoby i nie dopuścić do ponownego rozwoju epidemii. W poniedziałek usłyszeliśmy o 79 przypadkach, ale liczba ta już wzrosła do 106, a co więcej dowiedzieliśmy się, że odpowiadający za zakażenie szczep koronawirusa jest zdecydowanie bardziej niebezpieczny niż ten, który zaatakował Chiny po raz pierwszy. W związku z tym wprowadzono dodatkowe środki bezpieczeństwa, odizolowano dodatkowe dzielnice, wprowadzono punkty kontrolne, zakaz opuszczania miasta dla części osób i tym podobne. 

- Sytuacja epidemiczna w stolicy jest ekstremalnie poważna. Obecnie wprowadzamy rygorystyczne środki, by zatrzymać rozprzestrzenianie się Covid-19 - twierdzi przedstawiciel lokalnych władz, Xu Hejian. I w sumie to faktycznie Chińczycy zareagowali szybko i stanowczo, bo zamknięto szkoły i środki transportu publicznego, zakazano usług przewozowych czy zamknięto placówki sportowe, ale tylko w podejrzanych dzielnicach, a resztę zachęca się do normalnego funkcjonowania, więc najwyraźniej i Chiny obawiają się o swoją gospodarkę i ewentualne skutki kolejnego masowego lockdownu.

Co ciekawe, chińskie władze sugerują, że wirus najpewniej został zawleczony do Chin podczas transportu łososia - próbki wirusa zostały znalezione na przykład na deskach do krojenia na zamkniętym już rynku, a że ryby zdaniem ekspertów nie roznoszą choroby, to musiały one zostać zakażone przez człowieka. WHO twierdzi jednak, że najpierw należy wyodrębnić genom wirusa obecnego w Pekinie, żeby można było mówić o jego pochodzeniu i teoria rybna nie powinna być główną hipotezę. Niemniej Chińczycy poprosili Kanadę o zbadanie transportów i wstrzymali import z Norwegii, szczególnie że ich zdaniem mają teraz do czynienia ze szczepem dużo bardziej niebezpiecznym niż ten, który wywołał epidemię w Wuhan, co może oznaczać pochodzenie z Europy lub USA.

Źródło: GeekWeek.pl/bgr.com

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy