Test na koronawirusa przez smartfon? Tak może wyglądać niedaleka przyszłość

Choć obecnie wydaje się to bardzo odległa perspektywa, to za jakiś czas prawdopodobnie będzie możliwe wykonanie testu na obecność Covid-19 za pomocą urządzeń mobilnych, bez konieczności wychodzenia z domu.

Smartfony zmienione w narzędzia medyczne do wykrywania bakterii, wirusów i toksyn? Zdaniem naukowców to bardzo możliwe, szczególnie że dotąd opracowano już podobne testy wykrywające HIV, malarię, gruźlicę czy zanieczyszczenia żywności. Obecnie trwają zaś prace nad smartfonową metodą wykrywania Covid-19, chociaż część środowiska podnosi pytania o praktyczność i faktyczną przydatność takiego rozwiązania. A w jaki sposób miałoby to działać, zakładając, że korzystamy z obecnie dostępnych możliwości? Zazwyczaj do testowania z użyciem smartfonów wykorzystuje się również specjalnie stworzone do tego celu przystawki/elementy, które reagują na obecność konkretnych substancji, np. jakiejś bakterii czy wirusa.

Reklama

Żeby coś przetestować, jak choćby płyn z wymazu z nosogardzieli czy próbkę krwi, nakłada się je na wspomniany element i jeśli szukana substancja jest w nim obecna, obserwujemy reakcję - może to być sygnał świetlny, kolor czy sygnał elektryczny, który smartfon jest w stanie wykryć i zinterpretować. Wynik jest następnie wyświetlany na smartfonie, a stosowny komunikat natychmiast przesyłany do odpowiednich służb. W przypadku SARS-CoV-2 ma być na dodatek dużo łatwiej, bo zdaniem badaczy można wykorzystać istniejącą technologię, adaptując ją jedynie do reagowania na nowy typ koronawirusa czy ludzkie przeciwciała do walki z nim. Brzmi ciekawie?

Zdecydowanie, tyle że i tak zapewne miną długie lata, zanim zaczniemy korzystać z tego rozwiązania i prawda jest taka, że do tego czasu Covid-19 może być już tylko bolesnym wspomnieniem. Poza tym, wiele takich smartfonowych „laboratoriów” powstaje tylko po to, żeby udowodnić, że jest to możliwe i nigdy nie trafiają na rynek, również dlatego, że wciąż trudno ocenić ich wiarygodność, więc potrzeba jeszcze wielu szeroko zakrojonych testów, co może zająć długie lata. Dla przykładu przystawka mChip, zaprojektowana do wykrywania HIV i kiły, powstała już w 2015 roku, ale dopiero w kwietniu tego roku udało się zakończyć drugą fazę testów zakładających używanie jej w warunkach domowych. I choć rezultaty są obiecujące, to przed jej twórcami jeszcze jedna faza testów. 

Co prawda niekończąca się presja związana z powstrzymaniem pandemii koronawirusa może wszystko znacznie przyspieszyć (wystarczy tylko spojrzeć na szczepienia, których opracowanie często zajmuje blisko dekadę, a przy Covid-19 mówi się optymistycznie o 18 miesiącach!), ale trudno przewidzieć, jak będzie w rzeczywistości. Wydaje się jednak, że warto czekać, bo jak zapewniają twórcy tego rozwiązania, będzie to narzędzie do wykrywania Covid-19 na różnych etapach infekcji, bez konieczności narażania innych na kontakt z osobą potencjalnie chorą. W miesiącach, kiedy do koronawirusa dojdą zaś zachorowania sezonowe na grypę czy przeziębienie, będzie to prosty sposób rozróżnienia chorób, jeśli objawy się pokrywają. 

Źródło: GeekWeek.pl/thenextweb

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy