Czy CoVID-19 faktycznie ma wpływ na zmiany klimatyczne? Niestety… nie!

W czasie, kiedy niemal cały świat siedział zamknięty w domu z powodu pandemii koronawirusa, naukowcy zaobserwowali znaczne spadki zanieczyszczenia powietrza i emisji dwutlenku węgla, ale czy faktycznie ma to jakieś znaczenie długoterminowe?

Teraz, kilka miesięcy później, wiemy coraz więcej o sytuacji i tym, jak wpisuje się ona w ogólny obraz zmian klimatycznych. Niestety, nowy raport Światowej Organizacji Meteorologicznej nie jest optymistyczny, bo pokazuje, że poziomy dwutlenku węgla w atmosferze wnoszą się na rekordowe poziomy, bez jakichkolwiek znaków spowolnienia. Wygląda więc na to, że chociaż lockdown faktycznie zamknął większość z nas w domach i spowodował ekstremalne, jak nazywali je naukowcy, spadki w poziomach niebezpiecznych emisji (w przypadku koncentracji dwutlenku węgla na poziomie nawet 17%), to było one tylko chwilowe. 

Reklama

A mówiąc precyzyjniej, w tym samym czasie notowaliśmy zarówno rekordowe spadki, jak i rekordowo wysokie wyniki, bo te rewelacje tylko na pozór się wykluczają. Tak naprawdę pokazują bowiem, jak niewiele w kwestii zmian klimatycznych mają do powiedzenia krótkofalowe działania i udowadniają, że musimy zrobić dużo więcej, żeby faktycznie odwrócić niekorzystne trendy. Mówiąc krótko, chociaż miesięczne wartości dla poziomu dwutlenku węgla faktycznie dramatycznie spadały, to generalnie - np. w ujęciu rocznym - nie miało to większego wpływu na jego ogólną koncentrację w atmosferze, więc potrzeba czegoś więcej, żeby powstrzymać dekady niekontrolowanego trucia środowiska. 

Nowy raport zatytułowany United in Science 2020, stworzony przez specjalistów z Organizacji Narodów Zjednoczonych, Global Carbon Project, UK Met Office i Intergovernmental Panel on Climate Change, dobrze ilustruje ten trend, który ma się w najlepsze, nawet teraz, kiedy duża część świata wciąż nie wróciła do swojego normalnego życia i wciąż boryka się ze skutkami pandemii. Naukowcy zmierzyli koncentrację dwutlenku węgla w atmosferze w systemie liczba części na milion (ppm), z założeniem poziomu poniżej 350 ppm jako bezpiecznego do życia na planecie. Niestety pomiary z wielu placówek na całym świecie pokazują nie tylko zbyt wysoki poziom, ale i wzrost względem ubiegłego roku.

I tak, na Mauna Loa na Hawajach mieliśmy w lipcu tego roku 414.38 ppm, czyli wzrost z 411.74 ppm w ubiegłym roku, a w australijskim Cape Grim mamy 410.04 ppm, a w zeszłym roku było to 407.83 ppm - a mowa o miejscach, gdzie poziomy są relatywnie niższe niż w bardziej uprzemysłowionych regionach świata. - To był bezprecedensowy rok dla ludzi i planety. Pandemia COVID-19 przerwała nasze życie na całym świecie. W tym samym czasie, ocieplenie klimatyczne i zanieczyszczenie postępowały. Nigdy wcześniej nie było tak jasne, że potrzebujemy długoterminowych, bezpiecznych rozwiązań, żeby zażegnać kryzys klimatyczny i osiągnąć zrównoważony rozwój. Musimy zmienić wychodzenie z pandemii w realną możliwość budowania lepszej przyszłości. Potrzebujemy nauki, solidarności i rozwiązań - komentuje sekretarz generalny ONZ, António Guterres.

Źródło: GeekWeek.pl/

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy