Czołowi kolarze złapani na dopingu… tym razem w wirtualnych mistrzostwach

Wraz z nowymi formami zmagań sportowych przychodzą również nowe sposoby oszukiwania, co udowodnili właśnie zawodnicy biorący udział w wirtualnych mistrzostwach kolarskich.

Pandemia koronawirusa sprawiła, że wiele aspektów naszego życia przeniosło się do świata wirtualnego, w tym również aktywność fizyczna. Oczywiście nie mówimy tu o przypadkach grania w NBA czy FIFA na konsoli i komputerze, ale faktycznej profesjonalnej rywalizacji, np. w kolarstwie, która jest możliwa za sprawą specjalnego oprogramowania i interaktywnych trenażerów. Okazuje się jednak, że nawet taka forma zawodów nie jest wolna od oszukiwania… zmieniła się tylko forma - sportowcy nie biorą może dopingu, ale potrafią manipulować przy osprzęcie, ułatwiając sobie zwycięstwo. 

Reklama

Jedną z platform online, która umożliwia kolarzom zamkniętym w domach sportową rywalizację, jest Zwift. Tak jak wspominaliśmy, nie trzeba mieć tu nawet specjalnych rowerów stacjonarnych firmy, żeby wziąć udział - wystarczy własny rower, w którym tylne koło podmieniamy na inteligentny trenażer, potrafiący zwiększać trudność wyścigu, bazując na wirtualnej trasie, imitując warunki panujące na normalnej trasie (urządzenia te mierzą również inne elementy, a wyniki wysyłają do Zwift). Co równie ważne, nie chodzi tu tylko o rywalizację dla rywalizacji czy zachowanie kondycji, ale i nagrody pieniężne. 

Co prawda nie takie jak w esportowej rywalizacji choćby w Dota 2, Fortnite i innych gamingowych hitach, ale w pierwszych mistrzostwach Zwift zwycięzca mógł liczyć na 8 tysięcy euro nagrody, więc warto było się postarać. Niestety, część zawodników skuszona tą wizją postanowiła sięgnąć po nielegalne wspomagacze - dziś dowiadujemy się bowiem, że dwóch czołowych zawodników zostało ukaranych 6-miesięcznym banem, bo jak się okazało są pewne problemy z wiarygodnością ich wyników.

Kolarze biorący udział w mistrzostwach są zobowiązani do uploadu danych z dwóch źródeł i w przypadku wspomnianych sportowców te nie pasowały do siebie. Jeden zaliczył 9% wzrost mocy, a drugi aż 32% - ten ostatni po początkowym zaprzeczaniu przyznał się do manipulacji danymi, a pierwszy wciąż upiera się przy tym, że problem z oprogramowaniem zmusił go do korzystania z niestandardowej platformy. Tak czy inaczej, Zwift nie kupiło tego tłumaczenia, więc zawodnicy muszą pogodzić się z czasowym banem i poczuciem wstydu.

Źródło: GeekWeek.pl/techspot/Fot. Zwift

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy