Joe Biden: Jeśli wybuchnie prawdziwa wojna, może być efektem cyberataków

Amerykański prezydent ostrzegł właśnie, że jeśli USA będą w stanie prawdziwej wojny z dużą siłą rażenia, może być ona skutkiem cyberataków na kraj, głównie ze strony Chin i Rosji.

Cyberbezpieczeństwo to bez wątpienia jeden z głównych obszarów działalności administracji prezydenta Joe Bidena, szczególnie po kilku bardzo poważnych atakach hakerskich na amerykańskie przedsiębiorstwa, jak choćby SolarWinds, Colonial Pipeline, JBS czy Kaseya, z których przynajmniej część wiązana jest z obcymi mocarstwami. A że ostatnie ataki dotyczyły tak kluczowych dla bezpieczeństwa państwa sektorów, jak żywność i paliwo, to prezydent otwarcie mówi, że ryzyko konfliktu jest realne: - Jest bardziej niż prawdopodobne, że to się jakoś skończy, jeśli skończy się wojną - prawdziwą wojną z dużą siłą rażenia - będzie to konsekwencja poważnego cyberataku (...) - mówił podczas wypowiedzi w Office of the Director of National Intelligence (ODNI).

Reklama

W czasie spotkania Bidena i Putina, do którego doszło 16 czerwca podczas szczytu w Genewie,  prezydenci mieli przedyskutować kwestię tych ataków i podobno obie administracje pozostają od tego czasu w kontakcie, ale nie da się ukryć, że te relacje są mocno chłodne. Jeśli zaś chodzi o Chiny, to amerykański prezydent uważa, że są one poważnym zagrożeniem, bo prezydent Xi Jinping ma być „śmiertelnie poważny w kwestii zostania największą siłą militarną świata, jak również największą i najbardziej prominentną ekonomią świata w ciągu dosłownie 20 lat”. Mówiąc krótko, zarówno relacje z Rosją, jak i z Chinami (gdzie wciąż mamy do czynienia z wojną handlową), są bardzo napięte i USA nie wykluczają eskalacji konfliktu.

Podczas swojego przemówienia do pracowników ODNI prezydent zapewnił jednak, że na agencje wywiadowcze nie będzie spadać żadne ciśnienie polityczne, podkreślając, że ufa w skuteczność ich działań. - Nigdy nie dojdzie do polityzacji waszej pracy. Macie na to moje słowo. To zbyt ważne dla naszego kraju - mówił. Nie da się ukryć, że nowy prezydent chciał wyraźnie odciąć się od praktyk poprzednika, Donalda Trumpa, który pozostawał z nimi w wiecznym sporze o takie sprawy, jak udział Rosji w zwycięstwie Trumpa w wyborach prezydenckich w 2016 roku czy ujawnienie nacisków byłego prezydenta na Ukrainę, których celem była dyskredytacja Bidena. 

Źródło: GeekWeek.pl/Reuters

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy