To broń stara jak świat. Ukraińcy połączyli ją z nową technologią

Ukraina po raz kolejny zmuszona została do wspięcia się na wyżyny swojej kreatywności, by sparaliżować coraz częstsze rosyjskie ataki i dostawy wyposażenia. Efekt? Połączenie broni wykorzystywanej przez starożytnych Rzymian i nowoczesnych dronów!

Ukraina po raz kolejny zmuszona została do wspięcia się na wyżyny swojej kreatywności, by sparaliżować coraz częstsze rosyjskie ataki i dostawy wyposażenia. Efekt? Połączenie broni wykorzystywanej przez starożytnych Rzymian i nowoczesnych dronów!
Ukraińcy mają nowy-stary sposób na rosyjskie ciężarówki /Ashley Chan/SOPA Images/LightRocket /Getty Images

Sytuacja na froncie staje się dla Ukrainy coraz trudniejsza, więc teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, Kijów potrzebuje nieszablonowego myślenia. I wygląda na to, że jego inżynierowie po raz kolejny stają na wysokości zadania, bo jak informuje Forbes, ukraińska obrona w genialny sposób wykorzystała ponadczasową broń na potrzeby współczesnych działań wojennych.

A mianowicie wysyłają w teren drony rozrzucające kolczatki, czyli ostre metalowe kolce utrudniające przemieszczanie się i powodujące szkody sprzętowe. Ich genialna w swojej prostocie konstrukcja sprawia, że niezależnie od tego, w jaki sposób zostaną rzucone na ziemię, któryś z kolców będzie zawsze skierowany ku górze. Co więcej, niekontrolowane rozmieszczenie kolczatek na polu bitwy sprawia, że przeciwnik nie jest w stanie przewidzieć, gdzie znajdują się kolejne "niespodzianki". 

Reklama

Stara broń w nowym wydaniu

Są one używane od wieków i służyły do utrudniania postępu kawalerii wroga, w tym koni, wielbłądów, a nawet słoni. Istnieją dowody sugerujące, że były wykorzystywane m.in. w bitwie pod Carrhae (obecnie Harran w Turcji) z 9 czerwca 53 roku p.n.e., która zapisała się w historii jako jedna z największych porażek, jakie w swojej historii poniosło Imperium Rzymskie. Z 39 tys. legionistów (w tym 4 tys. kawalerii), jakie stawiły czoła Partom, uratowało się tylko 5 tys., a 10 tys. dostało się do niewoli.

Ukraińcy nie rozmieszczają jednak kolczatek ręcznie, ale wykorzystują do tego drony-kamikadze. Te bezzałogowce są tym samym jeszcze groźniejsze, bo zanim wybiorą cel i zniszczą go eksplozją własnej głowicy, rozrzucają pułapki utrudniające jazdę rosyjskim pojazdom kołowym, używanym głównie do celów wsparcia logistycznego. Co więcej, jak przekonują specjaliści BulgarianMilitary.com, Ukraińcy zdołali opracować inteligentny system zarządzania ich akumulatorami, który pozwala na stosowanie jeszcze jednej nowej taktyki.

Tego Rosjanie się nie spodziewali

Drony mają czekać na drodze i rozpoczynać działanie dopiero wtedy, gdy zbliża się ciężarówka, co nie tylko oszczędza energię, ale jest też niemiłą niespodzianką dla Rosjan. W mediach społecznościowych można nawet trafić na dyskusje, w których rosyjscy żołnierze skarżą się na te nieoczekiwane przeszkody na trasach. Bo najpierw musieli przerzucić się na dostawy nocne, aby ograniczyć ryzyko ze strony dronów, a teraz ponownie są w punkcie wyjścia, zwłaszcza że nocą kolczatek na drodze po prostu nie widać.

Bo uszkodzenia spowodowane przez te proste kolczatki mogą być ogromne, zwłaszcza jeśli dojdzie do przebicia opony ciężarówki jadącej z dużą prędkością. Co prawda opony do pojazdów wojskowych są projektowane z myślą o wytrzymywaniu trudnych warunków i zwykle nie ulegają łatwo zniszczeniu, ale często wystarczy już tylko delikatne uszkodzenie wymuszające zatrzymanie pojazdu, bo wtedy ciężarówka staje się łatwym celem dla pobliskich dronów FPV.

Warto też pamiętać, że chociaż kolczatki nie będą w tej wojnie żadnym game changerem, to w połączeniu z minami lądowymi i innymi ukraińskimi taktykami mogą mocno zakłócić przebieg rosyjskich dostaw. Wystarczy wyobrazić sobie, że rosyjscy żołnierze jednego dnia sprawdzają teren i oczyszczają go z min, by następnego przekonać się boleśnie, że w ciągu nocy ktoś niemal bezszelestnie rozmieścił na nim kolczatki.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ukraina | Rosja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy