Sowa przejechała tirem 400 km... na gapę

Sowa wsiadła do tira w Biłgoraju, a wysiadła prawie 400 km dalej w Białymstoku. Zwierze twierdzi, że spieszyło się na poranne spotkanie ornitologiczne, które miało odbyć się w Białymstoku, a że była już późna nocka, zdecydowała się na podwózkę tirem, i to na gapę.

Sowa wsiadła do tira w Biłgoraju, a wysiadła prawie 400 km dalej w Białymstoku. Zwierze twierdzi, że spieszyło się na poranne spotkanie ornitologiczne, które miało odbyć się w Białymstoku, a że była już późna nocka, zdecydowała się na podwózkę tirem, i to na gapę.

Sowa wsiadła do tira w Biłgoraju, a wysiadła prawie 400 km dalej w Białymstoku. Ptaszysko twierdzi, że spieszyło się na poranne spotkanie ornitologiczne, które miało odbyć się w stolicy Podlasia, a że była już późna nocka, zdecydowała się na podwózkę tirem, i to na gapę.

Zabawna historia, rodem z Faktu (wybaczcie, ale mało ostatnio u nas humoru), ale jak najbardziej prawdziwa (oczywiście, oprócz zeznań sowy). Kierowca tira w okolicach Biłgoraju poczuł silne uderzenie w kabinę, ale nie zatrzymał się, żeby sprawdzić co się stało. Gdy po całonocnej podróży dojechał do Białegostoku, zauważył, że na kablach elektrycznych i hydraulicznych leży sowa. Kierowca wezwał straż miejską, która zabrała pasażerkę na gapę do weterynarza.

Reklama

Puszczyk zwyczajny, to w Polsce dość nietypowy ptak, gdyż żyje ich zaledwie 60-90 par. Następnym razem, niegrzeczny ptak, będzie miał nauczkę, że na podwózki oficjalnie umawia się na portalach społecznościowych, ale nie jedzie po cichu na doczepkę ;-)

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy