Ołowiany Świt nad Czarnobylem - wstęp do książki M. Gołkowskiego

Do napisania tego wielkiego wstępu skłoniła mnie lektura Ołowianego Świtu, pierwszej polskiej książki z akcją osadzoną w realiach post apokaliptycznej Zony okalającej teren po katastrofie w elektrowni atomowej w Czarnobylu.

Do napisania tego wielkiego wstępu skłoniła mnie lektura Ołowianego Świtu, pierwszej polskiej książki z akcją osadzoną w realiach post apokaliptycznej Zony okalającej teren po katastrofie w elektrowni atomowej w Czarnobylu.

Do napisania tego wielkiego wstępu skłoniła mnie lektura Ołowianego Świtu, pierwszej polskiej książki z akcją osadzoną w realiach post apokaliptycznej Zony okalającej teren po katastrofie w elektrowni atomowej w Czarnobylu.

Jestem z pokolenia, które po katastrofie w 1986 roku piłem . Doskonale pamiętam co się wtedy działo i wiem co się stało w Czarnobylu. Po publikacji książki Michała Gołkowskiego tknęło mnie, aby napisać poniższy wstęp i recenzję. Przeczekałem rocznicową burzę i teraz na spokojnie przekazuję Wam poniższy tekst, a za kilka dni recenzję samej książki.

Reklama

Ważne jest, żeby wiedzieć i pamiętać, że od czego się to wszystko zaczęło, a tragedii takich jak Czarnobyl, nie należy zapominać.

PRYPEĆ - POCZĄTKI

Miasto Prypeć powstało w roku 1970. Wybudowano je w pobliżu rzeki o tej samej nazwie. W ówczesnych latach było to terytorium ZSRR. W chwili obecnej jest to obszar znajdujący się w pobliżu północnej granicy Ukrainy z Białorusią. Miasto powstało z myślą o pracownikach tworzonej w sekrecie elektrowni atomowej i robotnikach biorących udział przy budowie. Razem z pobliskim miasteczkiem Czarnobyl miało ono stanowić zamknięty zespół miejski, obsługujący tworzoną elektrownię. Przez 16 lat istnienia, oba miasta zamieszkiwało około 60 tysięcy ludzi...

Jeden z pierwszych budynków postawionych w Prypeci.

Budowa wrze. Na pierwszym planie pomnik...Prometeusza...

Jedno z osiedli w Prypeci. Nowoczesne budynki. Piękne skwery. W tamtych czasach było to jedno z bardziej luksusowych miast w całym ZSRR.

Centralny punkt Prypeci. Tym razem w kolorze. Na dachu charakterystyczne logo ZSRR.

ELEKTROWNIA

Splotu wydarzeń, które doprowadziły do powstania elektrowni atomowej "Czernobylskaja" upatrywać należy w powojennym wyścigu zbrojeń. Doprowadził on nie tylko do detonacji radzieckiej bomby atomowej (1949), ale i uruchomienia pierwszej na świecie elektrowni atomowej w mieście Obnińsk (1954). Wraz z upływem lat aspiracje ZSRR rosły, a wyścig technologiczny przybierał coraz wyższe tempo. Owocem tej rywalizacji była niezwykle wydajna elektrownia atomowa w pobliżu miasteczek Czernobyl i Prypeć. Po ujawnieniu jej istnienia, stała się ona chlubą radzieckiej atomistyki. Była nią aż do feralnej katastrofy, która miała miejsce 26 kwietnia 1986 roku.

Tak wyglądał obszar Czarnobyla w 1986. Zdjęcie satelitarne.

A tak wyglądała jedna z codziennych zmian w elektrowni.

KATASTROFA

Przez wiele lat sądzono, iż do katastrofy elektrowni "Czernobylskaja" doszło w wyniku tragicznego w skutkach wypadku. Dopiero od niedawna wiadomo, iż prawda o tej tragedii jest diametralnie inna. Do wybuchu doprowadził nie przypadek, lecz nieodpowiedzialny eksperyment. Był on ściśle związany z planowanym wyłączeniem reaktora 4 w związku z jego remontem. Okazję tę postanowiono wykorzystać do sprawdzenia, czy w razie przerwy w zasilaniu, reaktor będzie w stanie wytworzyć napięcie przez czas niezbędny do uruchomienia zapasowych pomp napędzanych silnikami Diesla. Zignorowano przy tym ostrzeżenia o niestabilności reaktorów RBMK podczas procesu wygaszania. Eksperyment trwał. O północy w elektrowni pojawiła się nowa zmiana inżynierów. O 1:23:24 doszło do eksplozji reaktora nr. 4.

Pamiętacie panel elektrowni? Oto to samo miejsce "kilka" lat później.

EWAKUACJA

Pierwszy sygnał o tym, że w Czarnobylu wydarzyło się coś złego pojawił się już w kilka minut po tragedii. Zaalarmowano straż pożarną w Prypeci, a przybyli na miejsce katastrofy strażacy ujrzeli gigantyczny pożar. Płonęły reaktory 3 i 4. W tym samym czasie, w domach najwyższych urzędników partyjnych rozdzwoniły się telefony. Z samego rana na miejscu pojawiły się oddziały wojskowe w ochronnej odzieży i agenci KGB starannie filmujący całe zajście. Przez blisko dobę nie wydarzyło się jednak nic, co mogłoby oszczędzić cierpień mieszkańcom miasta. Tyle czasu trwało podjęcie decyzji o ewakuacji Prypeci i okolicznych terenów. Stało się tak za sprawą bagatelizowania skutków katastrofy i zamiaru ukrycia tego, co się wydarzyło. Z czasem okazało się jednak, iż tej tragedii nie da się ukryć. Wydano zatem decyzję o ewakuacji. Odbyła się ona w nocy, 27 kwietnia. Ludzie mieli tylko kilka godzin na zabezpieczenie minimalnej części całego życiowego dobytku. Zresztą obiecywano im rychły powrót. Mało kto myślał wtedy, że są to zwykłe złudzenia...

Prypeć i Czarnobyl to obecnie "miasta widma". Stoją puste od 27 lat i z każdym miesiącem coraz bardziej ustępują naturze, która odbiera zagarnięte jej wcześniej tereny...

"Most Śmierci". Miejsce, które tuż po katastrofie otrzymało ogromne dawki promieniowania. Nawet krótki pobyt w tym miejscu mógł kosztować życiem. Po wypadku przychodziło tu wielu mieszkańców Prypeci. Ciekawych tego, co się wydarzyło.

Jeden z miejskich basenów.

Prypeć kontra las. Gołym okiem widać, kto zwycięża.

Rozkład lokalnych linii miejskich. Mimo 27 lat, wygląda jak nowy.

Jedno z opuszczonych w pośpiechu mieszkań. Przydałaby się zmiana tapety...

Panorama Prypeci. Jak widać, nawet natura stara się unikać elektrowni.

ZONA

Zona to zamknięta strefa o promieniu 30 kilometrów od miejsca katastrofy. W chwili obecnej wstęp do jej znacznej części (mniej skażonej) możliwy jest po dołączeniu do jednej z grup wycieczkowych (koszt około 90$). Jest ona niezamieszkana, a jedynymi ludźmi którzy regularnie tam się pojawiają są wojskowi i robotnicy pracujący przy renowacji sarkofagu. Zona owiana jest wieloma legendami i przesiąknięta najróżniejszymi plotkami. Te najbardziej emocjonujące mówią o zmutowanych roślinach i zwierzętach mnożących się na skażonym terenie. Naukowcy i wojskowi wyśmiewają te teorie, uważając że Zona nadaje się już do zamieszkania. Jednakże dziwnym zbiegiem okoliczności nadal utrzymują obszar w odosobnieniu, a robotnicy pracujący przy konserwacji sarkofagu nigdy nie pojawiają się w pracy dwa dni z rzędu...

SARKOFAG

Największym zagrożeniem związanym z eksplozją reaktora w elektrowni "Czernobyl" było przeniknięcie do atmosfery wielu radioaktywnych związków. Niektóre z nich rozłożą się dopiero po upływie kilku tysięcy lat. Związki te uchodziły w powietrze przez kilka dni, podczas których starano się ugasić reaktor. W wyniku wiatrów przyjęły formę chmur radioaktywnych, które doprowadziły do skażenia kilkudziesięciu tysięcy km2 w całej Europie.

Aby zapobiec przedostawaniu się radioaktywnych związków do atmosfery, podjęto decyzję o budowie sarkofagu. Początkowo robiono to poprzez zrzucanie budulca i płyt betonowych ze śmigłowców. Po ugaszeniu pożaru i opanowaniu sytuacji, rozpoczęto budowę betonowej osłony, która miała okryć cały sarkofag. Projekt ten spełnił oczekiwania tylko przez kilka pierwszych lat. W wyniku korozji i niedbałego wykonania zaczął stopniowo niszczeć. Z tego powodu wymaga nieustannej konserwacji, która trwa do dziś.


Tak wygląda Czarnobyl dzisiaj. W tle jeden z głównych "cmentarzy techniki", czyli wielki plac pełen porzuconego sprzętu.

PO KATASTROFIE

Oficjalne doniesienia rządowe mówią o nie więcej niż 30 ofiarach. Bagatelizowane są też skutki całego zdarzenia. Zarówno te doraźne, jak i późniejsze. Faktem jest jednak, iż rejestry zgonów były fałszowane. Lekarze mieli zakaz wpisywania do kart przyczyn zgonu związanych z chorobą popromienną. Zawyżono też dopuszczalne normy promieniowania, co istotnie zmniejszyło liczbę skażonych osób. Łatwo jednakże odnaleźć bardziej obiektywne źródła, które mówią o całych wioskach wymarłych z powodu raka i białaczki...

STALKER

Zona to strefa zamknięta wokół terenów dotkniętych katastrofą. Nikt nie ma prawa wejść, nikt i nic nie ma prawa wyjść. Jednak znajdują się tacy, którzy w poszukiwaniu mocnych wrażeń trafiają do Zony i zostają Stalkerami. Wtedy dawne życie przestaje istnieć, teraz cel jest tylko jeden: przeżyć. 

Stalker jako gra to pewnego rodzaju hołd, który złożono ofiarom tej katastrofy. To gra, dzięki której wiele osób ponownie zainteresuje się tym zapomnianym już tematem. To także unikalna szansa odwiedzenia wielu charakterystycznych miejsc Zony. Co najważniejsze bez tej niemiłej obawy...że kiedyś ta wizyta może przyczynić się do utraty tego, o czym tak rzadko pamiętamy...

Stalkerzy w książce traktują Zonę jak coś mistycznego i wypowiadają się o niej z wielką czcią. Bo to Zona pozwala żyć, albo zabiera życie.    


Zdjęcia pochodzą ze strony:

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy